Prezes zarządu Salad Story i Wrap Me! o fenomenie swoich konceptów

Udostępnij artykuł
Pomysł na pierwszy biznes narodził się w jej głowie na urlopie macierzyńskim, drugi zobaczyła w swoim śnie. Dziś obydwa koncepty liczą 39 punktów, a w planach są już kolejne. Anna Krajewska, prezes zarządu i założycielka Salad Story oraz Wrap Me! w rozmowie z nami opowiada o tym, jak udało jej się zdobyć jedną z najbardziej rozchwytywanych lokalizacji, co jest istotne przy budowaniu zespołu, dlaczego warto dzielić się wiedzą i jak wyznaczać gastronomiczne trendy.

Jak narodził się pomysł na Salad Story?

W 2005 roku urodziłam pierwsze dziecko i doszłam do wniosku, że chciałabym coś zmienić w swoim życiu zawodowym. Pracowałam w branży, która była związana z licznymi wizytami na mieście, w tym w restauracjach. Miałam obserwację, że brakuje mi konceptów, które są nastawione na szybkie, zdrowe jedzenie w umiarkowanej cenie. W tym czasie poznałam też moją wspólniczkę i razem zaczęłyśmy pracować nad ewolucją pomysłu, który finalnie przyjął formę Salad Story. Są to sałatki robione na oczach gościa, w naprawdę dużych porcjach. Wyróżniałyśmy się gramaturą i komponowaniem posiłku na bieżąco, z możliwością modyfikacji, w zależności od tego, co się lubi. Dodatkowo food courtowa forma, która wiąże się z szybkim podaniem.

Wtedy jeszcze panowało przekonanie, że sałatka to raczej dodatek, a nie danie główne.  Nie obawiałyście się, że taki koncept się nie przyjmie?

Po wszystkich doświadczeniach gastronomicznych jako konsument, korzystający z różnych półek restauracji, wychodziłam z założenia, że dobre jedzenie zawsze się obroni. Dlatego dla mnie istotna była wielkość dań. Gdy ktoś wybiera sałatkę z kurczakiem, to otrzymuje ją z prawdziwą piersią, a jej gramatura odpowiada porcji obiadowej. Do tej pory mieliśmy do czynienia z kilkoma liśćmi sałaty i drobno posiekanymi dodatkami. U nas miało być smacznie, pożywnie i sycąco. Produkty dobrze wyglądają plus powstała opcja dostosowania dania do swoich upodobań. Wydawało mi się, że to pomysł na tyle dobry i bezpieczny, że musi znaleźć swoich fanów. Stwierdziłam, że galeria handlowa, która zapowiadała się na duży sukces, przypomnijmy, że Warszawa czekała na Złote Tarasy 12 lat, będzie najlepszym miejscem do wystartowania z konceptem.

Czy w związku z tym, że stolica tak długo czekała na taką lokalizację, trudno było znaleźć się w gronie najemców?

Pozyskanie miejsca było dosyć spontaniczne. Udało nam się umówić na spotkanie z dyrekcją działu leasingu, managerami, którzy przyszli nas poznać. Przedstawiłyśmy prezentację i przyniosłyśmy kosz jedzenia. Koncepcja była spójna nie tylko pod względem samego produktu, ale też biznesu. To miało sens. Wtedy jeszcze istniała nisza. Było bardzo mało miejsc, które w swojej ofercie byłyby dostosowane do tego, by móc się otworzyć w galerii handlowej,  na małej powierzchni, w food courcie. Miałyśmy przewagę wobec dzisiejszych czasów, że mogłyśmy zostać zauważone w gąszczu innych propozycji. Galerie handlowe czasem decydują się na wprowadzenie start upów, które są bardzo przekonywujące. Moje doświadczenie związane z organizacją eventów, też na pewno pomogło. Na decyzję o przyznaniu nam miejsca, złożyło się na pewno wiele elementów, dzięki którym dyrekcja doszła do wniosku, że koncept ma sens. Szczególnie, że nie mieli ciekawej, zdrowej alternatywy na rynku.

Wszystko zaczęło się jeszcze przed modą na zdrowe odżywianie. Przewidziała Pani trend?

Czasem tak się zdarza, że budzę się i mam pomysł na ewolucję jakiegoś konceptu. Później okazuje się, że to rzeczywiście się pojawia. Niestety, nie jestem w stanie realizować wszystkich moich planów (śmiech). Wydaje mi się, że trend daje wcześniej symptomy, a intuicją jest to, czy potrafimy je wychwycić, mamy odpowiednie obserwacje, rozumiemy podstawy konsumenckie, styl życia ludzi. Później należy wyciągnąć z tego wnioski. Tak było z Wrap Me! Ten koncept mi się przyśnił. Wstałam rano i wiedziałam, że musi być w czerwieni, pełny energii, akcji. Ma zostać marką dla młodych ludzi, głównie mężczyzn, inną niż Salad Story. Dla całej grupy, która chciałaby się zdrowo odżywiać, ale nie ma aż takiej determinacji, by pójść na sałatkę. Jednak zależy jej na czymś zdrowszym niż fast food. Dlatego energetyka i sytość, która jest zaszyta w tej marce, przyciąga młodych ludzi. Jest wiele osób, które by nigdy nie przyszły do zielonego konceptu, dlatego, że jest zielony z definicji. Zawsze im się to będzie kojarzyło z mniej sycącym jedzeniem, mimo że naprawdę można się najeść. Salad Story uplasowało się na pewnej półce i nie chcemy z niej zejść: ma istnieć jednoznaczna konotacja między zdrową żywnością, a naszym konceptem.

Salad Story proponuje opcję zawinięcia sałatki we wrapa. Czy była to na tyle popularna oferta, że zdecydowali się Państwo utworzyć nowy koncept? Jeśli tak, to dlaczego nie rozwijaliście jej w ramach istniejącej marki? 

Jeśli chodzi o wrapy w Salad Story to nieustannie nad nimi pracujemy. Widząc ogromną popularność tej pozycji, zaczęliśmy zastanawiać się nad kategoriami produktowymi w Salad Story. Doszliśmy do wniosku, że nie chcemy za bardzo rozwijać ofertowo wrapów, głównie ze względu na trudności operacyjne. Ich przygotowanie zajmuje dużo więcej czasu niż sałatki. Trzeba było zadać sobie pytanie: czy chcemy sprzedawać więcej sałatek, czy więcej sałatek i wrapów. Doszliśmy do wniosku, że Salad Story jest o sałacie i przy tym zostaniemy, a obietnicę szybko dostarczonej sałatki dotrzymamy. Mamy ogromną liczbę stałych, lojalnych klientów. Nie chcieliśmy ich zawodzić coraz dłuższym czasem oczekiwania poprzez sprzedaż wrapa. To był technologiczny punkt widzenia. Natomiast patrząc na sam rozwój asortymentu, w Salad Story jest to alternatywa dla klienta, który przychodzi do nas jako do eksperta w zakresie zdrowego jedzenia. Wie, że znajdzie zdrowy i świeży produkt, natomiast on ma mieć wybór, raz skorzystać z sałaty, raz z wrapa, innym razem z boxu na bazie kaszy, czy skosztować zupy. Grupa, która korzysta z kanapek, burgerów, kebabów jest we Wrap Me! i do niej chcieliśmy zaadresować nowy koncept. To próba podejścia do innego kawałka tortu.

Okazała się ona bardzo udana, o czym świadczy zwycięstwo w naszym konkursie Food Business Awards 2018. Wrap Me! było najlepsze w dwóch kategoriach.  Co najbardziej Panią ucieszyło w decyzji jury?

Nie spodziewaliśmy się wygranej i to w aż dwóch kategoriach. Bardzo się ucieszyłam. Często tak jest, że po jednym sukcesie, myślimy, ze wszystko się uda, ale tak się nie dzieje. Więc nie jest tak, że za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wszystko nagle staje się udane. Akurat jeśli chodzi o Wrap Me! to jestem miło zaskoczona, bo ten koncept od pierwszych dni jest sukcesem. Odnalazł swoją grupą, która jest dokładnie tą, do której adresowaliśmy nasz pomysł. Wszystkie lokale są rentowne od samego początku i przynoszą zyski. W tej chwili widzimy, że z nowym projektem porwaliśmy się na zupełnie inną część rynku, która jest zdecydowanie bardziej nasycona niż ta związana z Salad Story. Dlatego musimy się mierzyć z wieloma innymi konceptami, które uderzają w podobne potrzeby. Włożyliśmy w ten koncept wiele pracy i zrobiliśmy go tak, jak umiemy najlepiej, pod względem designu, prezentacji produktu, smaku. To dla nas duże wyróżnienie i fajne potwierdzenie, że dobrze mi się przyśniło. (śmiech)

Czyli wnioski po pierwszym roku działalności są dla Pani jak najbardziej zadowalające.

Koncept znalazł swoją grupę. Mamy też dobre i ciekawe pomysły, dzięki którym będziemy rozbudowywać ten koncept i kierować do coraz szerzej grupy docelowej. Na razie jesteśmy w Warszawie i we Wrocławiu. W wersji podstawowej, w której wystartowaliśmy z asortymentem ośmiu wrapów, czterech smoothie i dodatkami, znaleźliśmy oparcie ekonomiczne. Założenie menu Wrap Me! jest takie, że jesteśmy wokół ciepłego, świeżego jedzenia, które jest spakowane w taką formę, by móc wziąć je do ręki – to przewaga funkcjonalna nad sałatką – można z nim wyjść, zjeść w biegu. Menu jest inspirowane smakami różnych zakątków świata: mamy tajskie, hinduskie, greckie. Każdy wrap ma inne konotacje smakowe, które ostatnio bardzo w polskiej kuchni lubimy i jesteśmy na nie coraz bardziej otwarci.

Cały wywiad publikujemy w:
NOWOŚCI GASTRONOMICZNE – GRUDZIEŃ 2018
> kliknij, aby się zapoznać się z pełnym wydaniem <

© BROG B2B Spółka z ograniczoną odpowiedzialnością sp.k. Dalsze rozpowszechnianie powyższego materiału jest zabronione.

Milena Kaszuba-Janus

Redaktor naczelna Nowości Gastronomiczne, redaktor Horecanet.pl, Sweets & Coffee, współorganizatorka Forum Rynku Gastronomicznego Food Business Forum. Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warszawskim. Z wydawnictwem BROG B2B związana od ponad czterech lat, gdzie od września 2018 pełni funkcję redaktor naczelnej Nowości Gastronomicznych oraz redaktor portalu Horecanet.pl i magazynu Sweets & Coffee. Współorganizuje najważniejsze wydarzenie dla branży gastronomicznej Food Business Forum. Odpowiada za dobór tematów dyskusji oraz podnoszenie jakości wydarzenia pod kątem merytorycznym. Dba także o różnorodność panelistów i prelegentów. Przeprowadziła wywiady m.in. z Karolem Okrasą, Arturem Jarczyńskim czy Andreą Camastrą. Prywatnie szczęśliwa żona, fanka czekolady i dobrej kuchni, miłośniczka zumby, literatury grozy i Justina Timberlake’a.

Opublikowano: 16.01.2019
Aktualizacja: 16.01.2019