Krakowska restauratorka o początkach i pokonywaniu barier

Udostępnij artykuł

Niestety los postawił przed nią następne wyzwanie. Studio Qulinarne musi zmienić lokalizację. O swoich początkach w tym biznesie i pokonywaniu kolejnych barier opowiedziała nam podczas inspirującej rozmowy.

Kasią spotkałam się pod koniec maja, gdy nad Studiem Qulinarnym zawisły czarne chmury. Istniało ryzyko, że restauracja, która dopiero co przeszła zmianę formuły, będzie musiała ostatecznie opuścić swoją dotychczasową lokalizację. Tydzień po naszej rozmowie dotarły do nas dobre wieści, że umowa najmu została przedłużona. Niestety ostatecznie tak się nie stało. W tej chwil do końca nie wiadomo, jak będzie wyglądało Studio Qulinarne. Wierzymy jednak, że Kasi uda się i jej koncept będzie ceniony bez względu na jego lokalizację.

Na jakim etapie Twojego życia pojawił się pomysł, żeby zostać restauratorką?
Nigdy nie myślałam, że zostanę właścicielką restauracji i że to aż tak bardzo mnie pochłonie. Wszystko zaczęło się właściwie od budynku, w którym się właśnie znajdujemy, czyli zabytkowego garażu autobusowego, na terenie Muzeum Inżynierii Miejskiej, na krakowskim Kazimierzu. Kiedy dowiedziałam się, że ogłoszono przetarg na ten charakterystyczny lokal i gdy go po raz pierwszy zobaczyłam, od razu chciałam tu przenieść moją pracownię projektową. Jednak moje plany związane z przeznaczeniem tej przestrzeni zmieniły się. Wcześniej funkcjonowała tu restauracja i pomyślałam, że może warto kontynuować tę działalność. Nie boję się wyzwań. Wręcz bardzo je lubię, więc spontanicznie postanowiłam, że otworzę restaurację. Tak właśnie powstało Studio Qulinarne.

Od razu wiedziałaś jakie będzie to miejsce?
Nie do końca, ale mam taką zdolność, że potrafię sobie szybko zwizualizować wygląd wnętrza. Mam świetną pamięć wzrokową, a okazało się, że także niebywałą pamięć do smaków poznanych podczas wielu podróży. Gdy tylko weszłam do budynku, wiedziałam jak to miejsce będzie wyglądać. Musiałam tylko przystąpić do realizacji pomysłów. Czasu było mało, ponieważ na uruchomienie restauracji miałam trzy miesiące. Zaczynałam z zerową wiedzą w tym temacie i musiałam się wszystkiego bardzo szybko nauczyć.

Trzy miesiące na stworzenie od podstaw restauracji to dość mało…
Tak, wiem, ale ja jestem szalona i dzięki temu wiele rzeczy mi się udaje (śmiech).

A jak znalazłaś pierwszego szefa kuchni?
Przez internet… (śmiech).

A dokładniej? Czy dopasowałaś go do swojej wizji, czy to jemu powierzyłaś stworzenie menu?
To było tak… Prace nad wnętrzem i kompletowaniem zespołu odbywały się równolegle. Aby zatrudnić szefa kuchni trzeba dać mu możliwość ugotowania czegoś, a że kuchnia w restauracji nie była gotowa, próby odbywały się u mnie w domu. Wyglądało to tak: siadałam przy wyspie kuchennej i obserwowałam, co robią kandydaci. W CV wielu pisało, że są odporni na stres i posiadają zdolność pracy w różnych warunkach, jednak gotowanie na moich oczach i w mojej kuchni okazało się nie lada wyzwaniem.

Więc, jak to się stało, że zatrudniłaś Marka, swojego pierwszego szefa?
Każdy z kandydatów wymyślał innowacyjne połączenia, próbowali mnie oczarować, a on przyszedł i powiedział, że… nie ugotuje, dopóki nie będzie profesjonalnej kuchni! Bardzo mnie to, szczerze mówiąc, zaintrygowało i zatrudniłam właśnie jego. Wówczas to Marek zajął się już kompletowaniem zespołu kuchennego. Według mnie szef osobiście powinien kompletować sobie załogę, chociaż później, gdy następują zmiany na tym stanowisku, trudno od początku dobierać personel i budować zespół od nowa.

Miałam szczęście i przyjemność pracowania z kilkoma wspaniałymi szefami: Michałem Lelek, Oskarem Zasuniem a teraz Ziemowitem Owczarzem, który jest naszym obecnym szefem kuchni…

Rozmawiała Marta Kudosz

Cały wywiad publikujemy w:
NOWOŚCI GASTRONOMICZNE
NAJBARDZIEJ PRAKTYCZNE I NOWOCZESNE CZASOPISMO RESTAURATORÓW
!!! ZAWSZE BEZPŁATNY DOSTĘP DO PEŁNEGO WYDANIA !!!
link do aktualnego numeru: CZERWIEC-LIPIEC 2017