Inwestować w sprawdzone i znane marki

Udostępnij artykuł

Niedawno wrócił Pan ze Stanów Zjednoczonych. Czy amerykańskie restauracje Applebee’s mają mniejsze przychody w czasach kryzysu? Jak tamtejsza sytuacja gospodarcza wpływa na ich funkcjonowanie?
Już od jakiegoś czasu komunikujemy, że mamy tam spadek przychodów i tak naprawdę nic się nie zmieniło. Jesteśmy w trakcie restrukturyzacji Applebee’s. Będzie ona na pewno miała pozytywny wpływ na rentowność.
Gdy AmRest przejmował 104 restauracje Applebee’s była mowa o planach dalszego zwiększania liczby lokali w USA. Czy nadal jest to aktualne?
Cały czas te plany są oczywiście aktualne. Naszym celem jest konsolidowanie biznesu w Ameryce i upatrujemy w tym korzyści biznesowych. Natomiast, żeby przejmować musi być ku temu „dobry grunt”. Niestety zaistniała sytuacja gospodarcza nie pomaga nam. Kryzys w Stanach Zjednoczonych wpłynął na niższe wyceny restauracji i wiele podmiotów, które skłonne były odsprzedać nam swój biznes, wstrzymało swoje plany. Nie mówimy nie, ale na razie wstrzymaliśmy działania w tym kierunku.
A co z zamiarem przeniesienia konceptu Applebee’s w rejony Europy Środkowo-Wschodniej?
Tu jesteśmy w podobnej sytuacji. Jest to jeden z projektów, o którym myślimy. Niestety sytuacja gospodarcza skłoniła konsumentów do racjonalniejszego wyboru restauracji. Na dzień dzisiejszy wolimy więc inwestować w biznesy pewne, czyli w nasze sprawdzone brandy, takie jak Pizza Hut czy KFC. Chcemy też skupić się na rozwoju marek, których sporo wprowadziliśmy w ostatnim czasie, m.in. Burger King czy Starbucks. Nasze plany są teraz bardziej zracjonalizowane niż kiedykolwiek wcześniej. Nie odwołujemy wcześniejszych planów, ale wstrzymujemy się z realizacją nowych, ryzykownych pomysłów. Sporo świeżych marek wprowadziliśmy w ostatnim czasie i musimy teraz skupić się na rozwoju tego, co mamy – mocnych i sprawdzonych konceptów.
A jakie mają Państwo kolejne plany dotyczące Starbucksa. Otwarcia pierwszych kawiarni w Polsce pokazały, że nasi rodacy długo czekali na tą markę i jest ona bardzo popularna, wręcz kultowa…
Również obserwujemy ogromne przywiązanie do tej marki i gdyby to od nas tylko zależało, to mielibyśmy dużą ilość Starbucksów w całej Polsce. Planujemy dalej rozwijać ten koncept, nie tylko w naszym kraju, ale również w Czechach i na Węgrzech, do których także dostaliśmy prawa. Z otwarciem pierwszej kawiarni w Polsce mieliśmy około roczny poślizg – niekoniecznie od nas zależny – który spowodowany był głównie sprawami administracyjnymi: wydawaniem różnych zezwoleń etc. Czekaliśmy na tę warszawską lokalizację przy Nowym Świecie i, moim zdaniem, opłacało się – jest to świetny, prestiżowy punkt. W zeszłym roku była też trochę inna sytuacja na rynku nieruchomości. Czynsze były bardzo wysokie, czasem wręcz wywindowane. Teraz widać, że stawki te zaczynają spadać, wiele mniejszych lokali bankrutuje. Upatrujemy w tym dalszy rozwój. W pierwszej kolejności chcemy otwierać kawiarnie Starbucks w większych miastach – w Warszawie i Wrocławiu – gdzie już jesteśmy obecni, w planach na pewno jest Gdańsk, Kraków i miasta wojewódzkie. Jeżeli chodzi o mniejsze miejscowości, to na razie poczekamy. Jesteśmy bardzo ostrożni w wyborze lokalizacji.
Czy widzą Państwo perspektywy dalszego rozwoju w obecnej sytuacji, kiedy wiele małych sieci może upaść i zostawić po sobie dobre i wolne lokale?
To prawda – dla mniejszych graczy ten kryzys jest próbą sił. To, że cały czas generujemy gotówkę, pozwala nam na korzystanie z wielu dobrych zwalniających się lokalizacji i myśleć o przyszłym rozwoju.
A co z planami rozwoju Starbucksa na Węgrzech?
Planujemy również otwierać kawiarnie Starbucks w tym kraju. Węgry są zupełnie innym rynkiem niż Polska i Czechy, z bardzo wysoką kulturą jedzenia w restauracjach oraz picia kawy. Niestety w tej chwili w kraju tym zapanował kryzys i widać to znacznie bardziej niż w naszym rejonie Europy.
Na Węgrzech prowadzą Państwo KFC i Pizza Hut. Jak więc wyglądają wyniki tamtejszych lokali w obecnej sytuacji?
Nie jesteśmy zadowoleni z wyników węgierskich restauracji. Sytuacja na tamtejszym rynku zmusiła nas do zweryfikowania działalności i zamknięcia tych mniej rentownych lokali. Postanowiliśmy na razie wstrzymać inwestycje na Węgrzech, aż do uspokojenia sytuacji gospodarczej.
AmRest zawiesił plany inwestycji na Ukrainie ze względu na sytuację gospodarczą. Kiedy zamierzają Państwo wkroczyć na ten rynek?
Na razie ukraińska gospodarka jest mało stabilna, co szczególnie widać w dobie spowolnienia. Ukraina jest to kraj o wysoko rozwiniętej korupcji. Ponadto na razie też nie widać tam dużego popytu na usługi gastronomiczne. Wprawdzie na Ukrainie działa kilka sieci gastronomicznych, ale jest to głównie McDonald’s i kilkanaście lokalnych firm. AmRest jest bardzo ostrożny co do inwestowania na nowych rynkach i moim zdaniem jeszcze sporo czasu upłynie aż Ukraina stanie się dla nas atrakcyjna.
Czy podobnie jest w Serbii?
W Serbii prowadzimy dwie restauracje KFC, ale w najbliższym czasie planujemy dalszy rozwój. Zbudowaliśmy w tym kraju mocny zespół pracowników i w oparciu o nich chcemy rozwijać się na terenie całych Bałkanów. Otworzymy kolejne lokale KFC, ale chcemy też rozwinąć tam restauracje innych marek, gdyż ten rynek nie jest jeszcze zagospodarowany restauracyjnie i widzimy tam spory potencjał. Motorem rozwoju nie będą więc akwizycje.
Międzynarodowe media sugerują, że koncept McCafe McDonald’sa chce ścigać się ze Starbucksem i zdetronizować tę sieć. Czy uważa Pan, że te dwie marki są dla siebie konkurencyjne?
Moim zdaniem segment konsumentów kawy Starbucks i McDonald’s jest zupełnie inny, więc trudno mówić tu o konkurencji. Inne są też produkty tych lokali, lokalizacje kawiarni i zupełnie inne doświadczenie. Sieci te mają zupełnie różne strategie rozwoju.
A co z markami własnymi AmRestu – Rodeo Drive i Freshpoint? Ich ekspansja została zawieszona. Czy są jakieś nowe plany dotyczące tych brandów?
Marki te pojawiły się w pewnym kontekście. W 2005 roku weszliśmy na giełdę i prowadziliśmy tylko Pizza Hut i KFC. Poprzez wprowadzenie nowych własnych marek chcieliśmy pokazać, że jesteśmy nie tylko franczyzobiorcą, ale chcemy także rozwijać „własny biznes”. W międzyczasie pojawiły się dobre okazje na rozwijanie znanych brandów, m.in. Burger King i Strabucks, więc postanowiliśmy w nie zainwestować nasze siły i pieniądze, a rozwój marek własnych odszedł na drugi plan. Ponadto, tak jak komunikujemy, jesteśmy w trakcie restrukturyzacji tych sieci, a priorytetem jest dalsza poprawa ich wyników operacyjnych. Na razie nie są one zadowalające, a od nich zależą kolejne otwarcia. Teraz ze względu na spowolnienie znaczący wzrost przychodów tych lokali nie jest zbyt prawdopodobny. Chcemy inwestować w sprawdzone i znane marki. Środki, którymi dysponujemy chcemy przeznaczyć także na akwizycje.
Czy szykują się jakieś przejęcia w tym roku?
Rok temu były Stany, dwa lata temu – Rosja. W tym roku wypadałoby podtrzymać tę tradycję. Obecnie nie jesteśmy w nic zaangażowani, choć uważnie obserwujemy różne rynki – polski i zagraniczne oraz sytuację gospodarczą. Jeśli pojawi się jakaś okazja – na pewno skorzystamy. Nieudane przejęcie Sfinksa nauczyło nas wiele ostrożności. Była to bardzo „trudna” lekcja.
Czy uważa Pan, że w Polsce jest jakiś podmiot, który warto byłoby przejąć? Czy na celowniku AmRestu był tylko Sfinks?
Sfinks byłby dobrą inwestycją – pasowałby do naszego portfela. Ma cenną rzecz w postaci własnej, znanej i dobrze rozwiniętej marki. W trakcie przejmowania jednak dopatrzyliśmy się wielu błędów, ale gotowi byliśmy zrestrukturyzować działalność tej spółki. Uważamy, że ma ona spory potencjał.
Wbrew wcześniejszym plotkom, nigdy nie byliśmy zaangażowani w sprawy przejęcia PolRestu. Odpowiadając na Pani pytanie: na dzień dzisiejszy nie ma takich „spektakularnych” i oczywistych kandydatów do przejęcia w Polsce, ale krajowe firmy gastronomiczne rosną w siłę, więc nie wiadomo, co będzie w przyszłości.
Rozmawiała Paulina Mroziak

Opublikowano: 19.04.2010
Aktualizacja: 19.04.2010