Duża, nowoczesna kuchnia, niskie koszty, zróżnicowana oferta, zamówienia online, tylko dowozy – to podstawowe założenia nowego trendu w gastronomii. Eksperci twierdzą, że to przyszłość branży.
O tym, że gastronomia stoi teraz rynkiem delivery powiedziano już bardzo wiele. Kwarantanna i groźba ponownego lockdownu zdynamizowały jego rozwój. Wszystkie firmy, które do tej pory nie realizowały dowozów, już to robią. Dla wielu niestety okazało się za późno. Największa kreatywność rodzi się w obszarze cyfrowego marketingu. Powstają zaawansowane narzędzia wspomagające sprzedaż przez internet, czyli aplikacje online, karty lojalnościowe, kioski dotykowe. Mówi się też o dark kitchens, trendzie opartym wyłącznie na dowozach.
Prognozy dla gastronomii
Nurt dark kitchens funkcjonuje wprawdzie na świecie od kilku lat, ale dopiero teraz, za sprawą pandemicznych ograniczeń, zaczął się gwałtownie rozwijać. Eksperci mówią, że to przeszłość gastronomii.
Podpierają się danymi z zagranicy. Renata Kamińska z CBRE prognozuje, że w 2020 roku rynek multikuchni w Europie wzrośnie o 85 proc (!) w stosunku do ubiegłego i wart będzie ponad 400 mln dolarów. W Polsce są już prowadzone pierwsze eksperymenty, na razie ma małą skalę, ale wielu gigantów szykuje się do uruchomienia dark kitchens. Niekoniecznie nawet pod swoim logo. Mają przewagę, ponieważ dysponują globalnymi statystykami, bardzo zróżnicowaną ofertą i technologią. Mają też dopracowane procesy dystrybucji i sprzedaży.
Dark kitchens to oczywiście reakcja rynku na to, jak przeformatował gastronomię covid – mówi Mariusz Olechno, współwłaściciel ogólnopolskiej sieci Koku Sushi. – Chodzi głównie o bardzo duże ograniczenie wydatków. Sala konsumpcyjna zawsze je generuje. W przypadku dark kitchens odpadają wydatki na klimatyczny wystrój, świece, kwiaty, dopracowane graficznie i wydrukowane menu. Nie przebiera się kelnerek w ludowe stroje itd. Wystarczy duża kuchnia w niekoniecznie prestiżowej lokalizacji, telefon, dobry marketing w internecie, aplikacja i jedzenie trafia do zamawiającego.
Wielkomiejskość dark kitchens
Sieć Koku Sushi tworzy ponad 30 lokali w całym kraju. Ma ona więc porównanie i dostrzega, że multikuchnie sprawdzą się raczej w dużych miastach. W Warszawie nie tak chętnie chodzi się teraz do lokali niż w mniejszych miejscowościach, gdzie wydaje się, że zagrożenie jest minimalne. Mimo przejścia w wielu firmach na pracę zdalną, tempo życia w metropoliach nadal jest szybkie. Często wygodniej jest tam zamówić coś na wynos niż ugotować samemu, szczególnie że ludzie mieszkający w dużych miastach często dysponują grubszym portfelem. Na pewno jednak i w małych miastach nowe czasy odbiją swoje piętno na przyzwyczajeniach związanych ze stołowaniem się “na mieście”. Nie ma co tego wątpliwości Mariusz Olechno.
Dlatego jeszcze w maju wprowadziliśmy model franczyzowy Koku Sushi Point. Nie nazwę go dark kitchens, bo oferujemy tylko sushi, ale zasada minimalizowania kontaktu na linii obsługa – klient jest podobna. Do punktu wchodzą – i to pojedynczo – tylko dostawcy, lub klienci odbierający zamówienia, a dania zamawia się najczęściej online lub telefonicznie – wyjaśnia.
Mariusz Olechno przewiduje, że tradycyjne restauracje nie znikną z miejskiego krajobrazu, ale na pewno trochę zmieni się ich funkcja i odbiorcy. Staną się raczej miejscem spotkań niż szybką jadłodajnią. Tym bardziej liczyć się w nich będzie wystrój, profesjonalna obsługa, prezentacja dania.
RYNEK GASTRONOMICZNY W POLSCE RAPORT 2020
> kliknij, aby się zapoznać się z pełnym wydaniem <
© BROG B2B Spółka z ograniczoną odpowiedzialnością sp.k.
Dalsze rozpowszechnianie powyższego materiału jest zabronione.