[SPECJALNIE DLA NAS] Kiedyś Ryszard Bugajski kilka razy proponował, aby zrobić film o mnie. Wtedy nie byłem na to gotowy i trochę żałuję. Ryszard niestety nie żyje, a więc już tego wspólnie nie zrobimy – mówi w rozmowie z nami Władysław Grochowski, prezes Arche.
Władysław Grochowski to dziś hotelarz, inwestor, deweloper, filantrop czy nienasycony miłośnik natury…
Z każdej dziedziny czerpię po trochu, choć przede wszystkim staram się być człowiekiem. Inne tytuły traktuje jako dodatkowe.
Ale czy każdy jest równie ważny?
Tak, każda dziedzina jest potrzebna. Moja działalność polega na tym, że staram się dosyć szybko reagować. Stąd też powstające ciągle nowe gałęzie rozwoju. Znacznie ciekawsze jest funkcjonowanie w zmianie. Lubię działać w odpowiedzi na to, co się aktualnie dzieje. Ostatnio np. stworzyliśmy Garmaż od Ukrainek, bo taka była potrzeba.
Jak Pan kiedyś przyznał, mimo swojego wykształcenia i tego, że na studiach zrobił Pan kilka filmów z kolegami, nie zdecydował się Pan na karierę w tym zawodzie. Nudził Pana rygor związany z produkcją. Osobiście uważam, że zasługuje Pan, aby znaleźć się po drugiej stronie kamery. Zostać bohaterem filmu.
Naprawdę tak Pani uważa? To miłe. Rzeczywiście, kiedyś Ryszard Bugajski kilka razy proponował, aby zrobić film o mnie. Wtedy nie byłem na to gotowy i trochę żałuję. Ryszard niestety nie żyje, a więc już tego wspólnie nie zrobimy.
Ale gdyby pojawiła się propozycja…
Tak, teraz już bym się zgodził. Przez wiele lat nie sądziłem, że jestem coś warty. Dziś myślę sobie, że jeśli ktoś chciałby szerzej o mnie opowiedzieć, gdyby się to komuś przydało, to czemu nie! Na pewno jest więcej materiału niż jeszcze kilka lat temu (śmiech). Mam też propozycje ze strony pisarzy w kwestii książek od mnie. Kto wie, może coś wkrótce powstanie.
Życie jako scenariusz
Czy czasem patrzy Pan na swoje życie, jak na gotowy scenariusz?
Trochę tak. Każdy dzień układa się tak, jak odcinek. Jest jakaś siła, która mnie prowadzi. Ja się jej poddaję.
Zdradzi Pan co było powodem utraty studiów?
Nie zgadzałem się na wejście w pewne układy. Dostałem propozycję zapisania się do partii, z czego nie chciałem skorzystać. Poza tym nie słuchałem się, mówiłem odważnie, co myślę. I tak wyszło. Później wróciłem na wieś i bardzo wczułem się w pracę ogrodnika. Uważałem, że to jest najpiękniejszy zawód. Uwielbiałem prace przy drzewkach, roślinach…Pełną treść wywiadu publikujemy w najnowszym wydaniu Świata Hoteli. Kliknij, aby dokończyć lekturę.
Rozmawiała: Karolina Stępniak
© BROG B2B Spółka z ograniczoną odpowiedzialnością sp.k.
Dalsze rozpowszechnianie powyższego materiału zabronione.